Ponad dwa wieki po upadku Napoleona historycy, również w Polsce, wciąż w wielu sprawach dotyczących cesarza Francuzów toczą z sobą spory.
6 kwietnia 1814 roku abdykował cesarz Napoleon. Decydujące znaczenie miał bunt wojskowych. "Armia jest posłuszna tylko swoim generałom" - oświadczył jeden z nich Napoleonowi, choć autor najnowszej biografii cesarza uważa, że takie słowa w ogóle nie padły.
Niektóre z nich dotyczą okoliczności, w których stracił władzę: Napoleon abdykował kilka dni po tym, jak wojska antyfrancuskiej koalicji zajęły Paryż, ale zdaniem większości historyków do ostatniej chwili nie miał zamiaru tego robić. Był przekonany, że pomimo utraty stolicy wciąż może wojnę wygrać. "Jutro o wszystkim rozstrzygnie walka. Liczę na was, panowie" - oświadczył swoim marszałkom na odprawie w odległym od Paryża o 60 kilometrów Fontainebleau.
"Nie, armia nie pójdzie na Paryż" - zaprotestował podobno w tym momencie marszałek Michel Ney, a gdy Napoleon się upierał: "Armia mnie posłucha, wystarczy, że powiem tylko jedno słowo, a pójdzie za mną, gdzie tylko zechcę", Ney w otwarty sposób wypowiedział mu posłuszeństwo: "Armia jest posłuszna tylko swoim generałom" - miał oświadczyć cesarzowi, pod rozkazami którego walczył m.in. pod Jeną, Borodino i Lipskiem. Zaraz potem Napoleon podpisał oświadczenie o abdykacji, ale nawet w tym momencie nie pogodził się z klęską.
O tym, że w Fontainebleau do takiej wymiany zdań doszło, napisali w swoich opracowaniach np. Jean Tulard ("Napoleon - mit zbawcy", ostatnie polskie wydanie 2003) i Andrzej Zahorski ("Napoleon", 1982), a najbardziej szczegółowo przebieg dramatycznego spotkania przedstawił Robert Bielecki ("Marszałek Ney", 1998).
Jednak Andrew Roberts, autor najnowszej biografii cesarza Francuzów ("Napoleon Wielki", wyd. Magnum, 2015, i wyd. Znak, 2023), zaznaczył, że choć Ney należał do tych marszałków, którzy zdecydowanie sprzeciwili się planowi marszu na Paryż, to "nie użył wobec cesarza ostrych, obcesowych słów, które później mu przypisano".
[ZT]6897[/ZT]
O scenie w Fontainebleau jako pierwszy napisał w opublikowanych w 1824 roku wspomnieniach Philippe Paul de Ségur, adiutant Napoleona (polskie wydanie: 1967 i 1982), ale Henry Houssaye w monografii "Kampania 1814. Od inwazji do abdykacji Napoleona" (polskie wydanie 2014) podkreślił, że mogło być inaczej. Ségur sam na tym spotkaniu nie był bowiem obecny, opierał się na plotkach.
Niezależnie od tego, która wersja jest prawdziwa, historycy są zgodni, że do buntu marszałków i części generalicji rzeczywiście doszło. Zawdzięczali oni Napoleonowi stanowiska, sławę oraz majątek (Ney za zasługi w bitwie pod Borodino otrzymał tytuł księcia Moskwy), ale wiosną 1814 roku nie wierzyli w zwycięstwo i liczyli na to, że jeśli przejdą na stronę rojalistów, Ludwik XVIII pozwoli im zachować choć część pozycji. Te nadzieje podsycał car Aleksander I, który 31 marca wkroczył do Paryża, entuzjastycznie witany przez jego mieszkanki i mieszkańców. Żeby pozyskać sobie Francuzów, głosił, że jego celem jest pokonanie "tyrana" (czyli Napoleona). W zmęczonym wieloletnimi wojnami kraju taka propaganda trafiła na podatny grunt.
Napoleon też zdawał sobie z tego sprawę, dlatego zaraz po spotkaniu z marszałkami podpisał oświadczenie o abdykacji:
"Skoro sprzymierzone potęgi ogłosiły, że cesarz Napoleon jest jedyną przeszkodą w przywróceniu pokoju w Europie, wierny swej przysiędze oświadcza on, że gotów jest ustąpić z tronu, opuścić Francję, a nawet oddać życie dla dobra ojczyzny, nierozdzielnie związanego z prawami do tronu jego syna i regencją cesarzowej". Ten akt został wydany 4 kwietnia i nie oznaczał jeszcze rzeczywistej kapitulacji.
Treść oświadczenia wskazywała na to, że Napoleon w tym momencie grał na czas. Abdykacja na rzecz syna, który miał dopiero trzy lata, oznaczała, że dalej by sprawował władzę. Andrew Roberts przyznaje, że ten plan mógłby się powieść pod warunkiem, że w antyfrancuskiej koalicji doszło do rozdźwięków. I gdyby Aleksander I uwierzył, że wojsko wciąż jest wierne Napoleonowi. O tym, że marszałkowie zdradzili swojego cesarza, władca Rosji przekonał się po rozmowie z Neyem. A Charles de Talleyrand (były minister spraw zagranicznych, "g… w pończochach" - jak go nazwał kilka lat wcześniej Napoleon) wyjaśnił Aleksandrowi, że aby pozbyć się "tyrana", o żadnej regencji nie może być mowy.
Car postanowił w tej sytuacji, że w zamian za bezwarunkową abdykację Napoleon dostanie gwarancję osobistego bezpieczeństwa, zachowa tytuł cesarza i dostanie we władanie Elbę.
"Siłą rzeczy we Francji będą rządzić Burbonowie. I tak jesteśmy wspaniałomyślni" - oznajmił.
Napoleon, któremu to stanowisko przekazali marszałkowie, 6 kwietnia podpisał nowy dokument o swojej abdykacji:
"Ponieważ mocarstwa sprzymierzone zadeklarowały, że cesarz Napoleon jest jedyną przeszkodą w przywróceniu pokoju w Europie, cesarz, wierny złożonej przysiędze, oświadcza, że rezygnuje w imieniu własnym i swoich dzieci z praw do tronów Francji i Italii i że nie ma takiej ofiary, nawet z jego życia, której nie byłby gotów złożyć w imię interesów Francji".
Okazało się, że to też nie była ostateczna abdykacja. Zaledwie jedenaście miesięcy później, 1 marca 1815 roku, Napoleon opuścił Elbę i wykorzystując rozczarowanie Francuzów porządkami zaprowadzonymi przez Ludwika XVIII, odzyskał tron. Stracił go definitywnie dopiero po bitwie pod Waterloo. (PAP)
autor: Józef Krzyk
jkrz/ miś/
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz