Dzień beatyfikacji Rodziny Ulmów ma dla nas, Polaków, wielkie znaczenie. Powinien jednak być też dniem refleksji dla Niemców. Niemcy ponoszą podwójną odpowiedzialność za zbrodnię w Markowej - raz, bo jej dokonali, a dwa, że nie zrobili nic, aby ukarać sprawców. Co więcej, zbrodniarze po wojnie stali się w Niemczech szanowanymi członkami społeczności.
Dowódcą oddziału niemieckich żandarmów, którzy zamordowali Rodzinę Ulmów był Eilert Dieken. Przed wojną był przez wiele lat policjantem. Zmobilizowany i wysłany do Polski, bez zahamowania wydawał zbrodnicze rozkazy, nie cofając się nawet przed mordowaniem malutkich dzieci.
Po wojnie, jak gdyby nigdy nic, Dieken wrócił za swoje biurko w mieście Esens, kontynuując pracę policjanta. Dwa razy stawał przed komisją denazyfikacyjną, i dwa razy uznano go za w pełni nadającego się do służby Republice Federalnej Niemiec.
Takich jak Dieken były tysiące, a raczej setki tysięcy. Niemcy przez dekady w administracji państwowej i samorządowej opierały się na zbrodniarzach z czasów wojny. Dzięki temu zdecydowana większość z nich uniknęła jakiejkolwiek odpowiedzialności.
Minęło ledwie 80 lat, a Niemcy, którzy nigdy nie przeprosili i nie zadośćuczynili za zbrodnie oraz ukrywanie sprawców, chcą pouczać Polaków o „praworządności”. Jeśli jakikolwiek Niemiec chce pouczać Polaków, niech popatrzy najpierw na zdjęcie Rodziny Ulmów. I niech wyjaśni nam, jak praworządnym krajem są Niemcy, skoro stróżem sprawiedliwości mógł być tam morderca dzieci?
Brak komentarza, Twój może być pierwszy.
Dodaj komentarz